Rozdział 3
Dostosowywanie Boga do człowieka
Essenceizm zajął się wyjątkowo pojęciem boga urojonego, ponieważ takie określenie funkcjonuje w przestrzeni publicznej, a nawet zostało użyte przez brytyjskiego naukowca Richarda Dawkins’a dla opisania zła wyrządzanego ludzkości przez religie. Ten znany biolog w swojej książce pt. „Bóg urojony” próbuje on narzędziami naukowymi udowodnić fakt nieistnienia Boga. Dotychczas uważano, że nauka, w odróżnieniu od twierdzenia pana Dawkins’a, nie jest w stanie stwierdzić zarówno faktu istnienia Boga, jak i Jego braku. Essenceizm zgadza się z takim podejściem nauki i dlatego nie zgadza się z twierdzeniem tego brytyjskiego uczonego. Stąd w essenceizmie zostały stworzone specjalne instrumenty badawcze przypominjące narzędzia naukowe, choć same w sobie nimi nie są. Mają one przede wszystkim umożliwić powstanie ciągów myślowych prowadzących do zrozumienia możliwości istnienia Boga jako Bytu Pierwoistnego. W oparciu o praktyczną wiedzę o wszechświecie można rzeczywiście przyjąć fakt, że wyznania religijne stworzyły dla swoich celów bogów urojonych, których czczą i prezentują swoim wyznawcom. Jednak fakt istnienia takich bogów nie oznacza, że Boga w ogóle nie ma. Taka jest różnica między twierdzeniami Dawkins’a a essenceizmem.
Jak to przedstawiałem w pierwszej książce o essenceizmie, system ten przygotował pewien zestaw instrumentów badawczych, aby móc oceniać, czy bóg wyznawany przez daną religię jest urojony czy nie. O tym urojeniu mówią najczęściej ateiści. Jednak w dalszej części tego tekstu wykażę, że większe szkody w tym względzie wyrządzają istniejące religie.
Wielu ateistów zwalcza religię jako negatywne zjawisko, które dotknęło ludzkość. Twierdzą oni, że jest to swoista choroba ludzkości wywołana urojeniami lub pragnieniem szczęścia. Twierdzą też, że w wielu przypadkach jest to wiara naiwnych ludzi w kłamstwa dostarczane przez duchownych. Jak nietrudno zgadnąć essenceizm przyjrzał się tym oskarżeniom i stwierdził, że są one tylko pobieżną oceną odziaływania religii w kontekście zdarzeń politycznych i gospodarczych.
Jak wiadomo nasza cywilizacja wytwarza tyle zła, że istnieje konieczność gruntownej jej naprawy. Działania polityczne, gospodarcze czy społeczne nie są w stanie zmienić tego stanu, a raczej go pogłębiają. Tymczasem religia z pozycji adwokata dobra mogłaby „od wewnątrz” pomóc światu wrócić do pierwotnej koncepcji Stwórcy. Problem polega jednak na tym, że niewłaściwe zrozumienie siły zła przez poszczególne wyznania religijne prowadzi do różnych urojeń jej wyznawców. Przykładem tego jest chrześcijaństwo. Stan zrozumienia przez nie nauk Jezusa ma według essenceizmu niewiele wspólnego z ich właściwą treścią. Jezus nauczał wyraźnie, że Bóg jest poza naszym światem, czyli w Swoim Królestwie zwanym Niebem. Wprowadzając Boga do naszej rzeczywistości i dodając Mu funkcję uwikłanego w zło obserwatora życia, chrześcijańscy teolodzy wypaczyli zupełnie Jego pozycję wobec nas. Tylko działaniem siły władzy da się wytłumaczyć wiarę w takiego Boga który, będąc dobry i wszechmocny, obserwuje od tysiącleci zło niszczące nas i Jego dzieło. To jest znak, że można ludzi oszukać do tego stopnia, że nie są zdolni do wyzwolenia się z wiary w urojonego Boga. Gdy Jezus nauczał o bezwarunkowej miłości Ojca Niebieskiego, między innymi w formie przypowieści o synu marnotrawnym, to tylko wpływem Szatana można wytłumaczyć fakt, że teolodzy chrześcijańscy zrobili z Niego karzącego Sędziego, który analizuje i ocenia nasze grzechy. Chcąc sobie ułatwić teologiczne meandry wiary, zrobili z Syna Bożego trzecią osobę tak zwanej Świętej Trójcy. A zatem z osoby o pełnej wartości Syna Bożego „zrobili” samego Boga. Najgorszym błędem tych teologów jest głoszenie, że Chrystus przez śmierć na krzyżu zbawił ludzkość oraz pozbawił Szatana głównej mocy sprawczej. Pomijając to, że przykazanie „nie zabijaj” stoi w kompletnej sprzeczności z działaniami ludzi w czasach Jezusa, to ewidentnie widać, że obecnie zło jest takie samo jak przed przyjściem Jezusa, a Szatan nie stracił w niczym swojej mocy. Po naszej cywilizacji widać, że zbawienie świata duchowego, którego dokonał Jezus, nie idzie w parze ze zbawieniem świata fizycznego. Bazując na swoich błędnych teoriach, chrześcijańscy „uczeni w Piśmie” biernie czekają, aż Jezus powtórnie pojawi się jako sędzia Sądu Ostatecznego. Ich głównym zajęciem jest uspakajanie wiernych czekających na tę nieokreśloną chwilę, o której nikt nic nie wie. Chodzi oczywiście o tzw. koniec świata i Sąd Ostateczny. Taka postawa wobec ogromnego wysiłku i poświęcenia ze strony Jezusa Chrystusa, jest rażąco niesprawiedliwa i niewłaściwa. Wobec tego, jeśli ludzkość nie zostanie pouczona o błędnej interpretacji zbawienia przez chrześcijan to będzie zdana na wieczne cierpienia pod panowaniem Szatana. Żadne ludzkie teorie nie wymuszą na Stwórcy, aby zaczął poprawiać stan, z którym jako doskonały Byt Pierwoistny nie ma nic wspólnego. To On czeka na nas, abyśmy wreszcie uczynili Ziemię miejscem wdrażania Jego Królestwa.
Zatem osobliwym urojeniem religii jest wprowadzenie doskonałego Stwórcy do złego i niedoskonałego środowiska człowieka. Chcemy, aby był tu z nami, ingerował, gdy Go o to prosimy, czyli zajmował się na co dzień naszymi prośbami, decydując, których wysłuchać, a których nie. Buduje to sytuację, w której Stwórca staje się „pionkiem na szachownicy” utworzonej przez teologów mających urojoną wizję świata. Na dodatek twierdzą oni, że Bóg dopuszcza zło, gdyż wie, że może to zło łatwo przetworzyć w dobro. Wygląda to na manipulowanie Bogiem dla celów korzyści religijnych. Dlatego essenceizm próbuje wyjaśnić te błędy, aby Bóg stał się wreszcie prawdziwy, a nie urojony.
Essenceizm wykazał, że Byt Pierwoistny miał jasny cel w stworzeniu wszechświata. Analiza szczegółów zastanych na kuli ziemskiej skłania do stwierdzenia, że Stwórca dopracował Swoje dzieło pod kątem zaistnienia na niej ludzkości. Stąd wniosek, że żyjemy na „zapiętej na ostatni guzik” planecie, która na wieki powinna być naszym domem. Bóg jest doskonałym Bytem, który nie popełnia błędów, a więc nie potrzebuje już niczego poprawiać. Wszystko na Ziemi zostało przygotowane tak, abyśmy samodzielnie mogli doprowadzić ją i siebie do stanu doskonałości. Tak należałoby rozumieć biblijne stwierdzenie, że Bóg odpoczął po symbolicznych sześciu dniach Swojej „pracy”. Essenceizm dodaje do tego spostrzeżenie, że Stwórca dużo wcześniej przeznaczył stan poza czasem i przestrzenią na nasze przyszłe wieczne życie. Jest to „dom” nas i dla Niego. Tam na nas czeka.